Śmierć- na temat tego, co czeka nas po niej, możemy jedynie snuć przypuszczenia. Nie ma żadnej obiektywnej metody naukowej pozwalającej sprawdzić, czy po drugiej stronie jest „nic”, czy może jednak „coś”. Mimo tego ludzie dzielą się na dwie podstawowe grupy- tych, którzy wierzą, że życie nie kończy się na tym jedynym razie, a naprzeciwko nich- tych, którzy mówią, że po śmieci po prostu znikamy. Sam zaliczam się do grupy pierwszej. Dlaczego? Oto moje powody, dla których uważam, że po śmierci czeka nas coś więcej.
Zmiana
Jak powiedział Heraklit – „Wszystko płynie.” Ten filozof słusznie zauważył, że nic na świecie nie trwa w bezruchu- rzeczy/ludzie non stop rodzą się, umierają… Z atomów, które je tworzyły, rodzi się coś innego. Potem umiera… I tak w kółko. Życie to jeden wielki cykl- początek, koniec, początek, koniec… Można pokusić się o stwierdzenie, że jedyną stałą w tym świecie jest… Zmiana. Warto więc zauważyć, że gdybyś umarł i miał przez wieczność „nie istnieć”, byłoby to trochę sprzeczne z działaniem wszechświata- nic nie może przecież wiecznie trwać, mam rację? Nawet NIC nie może trwać wiecznie. Po okresie „nicości” musi w końcu nadejść „coś”. Gdy kładziesz się spać, przez pewien czas doświadczasz „nie istnienia”, bo (jeśli akurat nie śnisz) to po prostu Cię (jako świadomej osoby) nie ma. Ale zaraz po tym wstajesz. I znów jesteś. Czyli ten cykl cały czas trwa. Każda pobudka jest jak narodziny, a każde pójście spać jak umieranie. Nie ważne ile śpisz (czyli ile trwa okres nicości), bo gdy się wybudzasz, wydaje Ci się, że minęło mgnienie oka. Bo „Nicości” nie możemy doświadczyć. Nie możemy poczuć, jak smakuje „nic”, nie możemy zobaczyć „niczego”, nie możemy „nic” usłyszeć. Jedyne, czego możemy doświadczyć, to „coś”. W świecie panuje nieustanny ruch. Jeśli założymy, że coś takiego jak „nic” w ogóle istnieje, to i tak nas ono nie obchodzi, bo my odczuwamy jedynie „coś”.
Zauważ, że gdybyśmy mieli tylko jedno życie, przed Twoimi narodzinami byłbyś niczym, potem przez chwilę- czymś, a potem znowu niczym. Czyli mamy dwa okresy „niczego” i jeden okres „czegoś”. To brak równowagi. A świat zawsze do niej dąży. Można wręcz powiedzieć, że zjawiska, które w nim zachodzą, są falowe. W fali są wybrzuszenia i wgłębienia. Plusy i minusy. Szczyty i depresje. Po prostu dwie przeciwności, które nieustannie się przeplatają. Więc o wiele bardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że okresów „czegoś i niczego” musi być po równo (a więc mamy więcej żyć niż jedno), niż to, że „nic” ma nieuzasadnioną przewagę nad czymś.
Paradoks nicości
Punkt drugi naszych rozważań również opiera się o sam fakt istnienia nicości. Na początek warto uzmysłowić sobie… Że nic to przecież też coś. Ale o jeszcze większy „mindfuck” przyprawia fakt, że nic, mimo iż jest czymś, nadal jest niczym. Nie możesz sobie wyobrazić niczego, nie można tego eksperymentalnie wyizolować, nie ma czegoś takiego w całym świecie, bo po prostu- coś takiego jak nic, jeśli założymy, że istnieje, to nadal nie istnieje, bo jest niczym. Pokręcone?
To spróbujmy inaczej: jeśli założymy, że nasz świat kiedyś powstał, to musiał powstać z niczego. A jeśli nie on- to cokolwiek tam nad nami, co by nas stworzyło, albo jest wieczne, albo powstało z niczego. Pierwsza możliwość jest oczywiście trudna w objęciu rozumem, ale świadczyłaby o tym, że zawsze jest jakieś „coś”, więc nawet nie musimy się martwić tym, co nas czeka po śmierci, bo „coś” z definicji jest wieczne. Druga możliwość zaś sprowadza się do założenia, że coś powstało z niczego. A skoro coś powstało z niczego… To znaczy, że coś nie ma przyczyny. Bo nic to nic (brak przyczyny). Rozumiesz? Coś powstało „samo z siebie” bo jeśli „nic” jest przyczyną „czegoś”, to znaczy, że „coś” nie ma żadnych przyczyn. Więc nawet jeśli po śmierci czeka nas nicość, to i tak z tej nicości coś powstanie. Bo może. „Nic” nie ma żadnych zasad, żadnych ograniczeń. Jeśli gdziekolwiek znajdziesz jakieś nic (powodzenia), to na logikę- może z niego powstać cokolwiek. Bo czemu nie? Nic mu nie zabroni.
Można się o tym przekonać, na przykład zamykając oczy w kompletnej ciemności- mózg odczytuje brak bodźców wizualnych jako „nic” (bo czerń to dla niego brak koloru) więc tworzy jakieś losowe wzorki, jeśli zbyt długo wpatrujesz się w to „nic”.
W ogóle samo sprzeczanie się o to, co będzie po śmierci – nic czy coś, można uznać za bezcelowe. Tak samo, jak sprzeczanie się o to, czy świat jest dobry, czy zły. Bo obie odpowiedzi są poprawne. Zależy po prostu, jak na to patrzeć. Świat to według mnie równowaga, więc zarówno pesymista, który mówi, że jest okrutny, jak i optymista, który twierdzi, że jest piękny- mają rację. Wszystkie pojęcia są względne- dobro i zło, zimno i ciepło, ciemność i jasność, radość i smutek- wszystkie w pewien sposób się ze sobą łączą. Możemy łatwo przejść z jednego bieguna do drugiego, np. ze skrajnej euforii do skrajnego smutku, albo z nienawiści do miłości. Więc być może po śmierci jest nic i coś (na raz)? Może ten dualizm jest tylko złudzeniem, bo tak naprawdę nie ma ani nic, ani coś, a jeśli jakaś inna opcja, lub synergia dwóch tych skrajności?
Gdzieś w necie natknąłem się również na „matematyczny dowód”, że istnieje życie po śmierci: 1 (coś) + 0 (nic) daje nadal 1 (coś). Trochę śmieszna logika, ale daje do myślenia. Skoro „coś” już istnieje, jeśli dodasz do niego „nic”, to dalej jest „coś”.
Kwantowy wszechświat
Zauważ, że świat jest (wiemy to dzięki fizyce kwantowej, która bada budujące nas cząstki subatomowe, czyli rozpatruje rzeczywistość w najmniejszej możliwej skali) jedynie falą prawdopodobieństwa. Nie ma czegoś takiego jak istnienie lub nie-istnienie, nie ma określonego miejsca, w którym znajduje się dany atom. Jest tylko „możliwość”, że się tam znajduje. Dopiero w większej skali widzimy wszystko takim, jakim jest. Fizycy mówią, że to sam fakt naszej obserwacji sprawia, że atomy wybierają jedną konkretną możliwość, no i są tam, gdzie są właściwie z tego powodu, że my je obserwujemy. To nasuwa wniosek, że nasza świadomość jest tym, co kreuje świat. Więcej o tym możesz się dowiedzieć, wpisując na YouTube hasło „eksperyment podwójnej szczeliny”- gwarantuję, że jeśli wcześniej o nim nie wiedziałeś, będziesz potężnie zszokowany zasadami, na jakich działa nasz świat. Wracając jednak do sedna- nie możemy mówić o tym, że coś jest, lub czegoś nie ma, bo obie te opcje są prawidłowe. Atomy, a tym bardziej fotony, mogą znajdować się jednocześnie w kilku miejscach naraz. Mogą na chwilę znikać i pojawiać się w innym miejscu (to zjawisko już od dawna jest znane w chemii i przeskakiwaniu elektronów z powłoki na powłokę, ale jakoś mało kto o nim mówi i w ogóle się zastanawia, jak to możliwe). To wszystko dlatego, że nie są czymś stałym. Są falą. Zatem i my jesteśmy falą. Pomimo pozornego faktu, że mamy solidne, materialne ciała- jesteśmy niematerialni, choć nie da się tego na pierwszy rzut oka ogarnąć. I fakt, że to właśnie nasza świadomość potrafi wpływać na zachowanie tej fali (sprawiając, że fala zachowuje się jak cząstka) pozwala mi wsnuć wniosek, że świadomość jest czymś więcej, niż wytworem mózgu. Świadomość (czy też dusza, duch, umysł- nazywajcie, jak chcecie) to coś więcej, niż materia, bo ma nad nią władzę. My nie jesteśmy tylko ciałem (materią), bo ciało to tak naprawdę fala. A fala jest tym, czym my (przez fakt obserwacji i tym samym zmuszenie fali do przyjęcia formy cząstki”) kierujemy. Zatem musimy być czymś „ponad” nią. Wiem, to cholernie skomplikowane, ale fizyki kwantowej nie ogarniesz w jeden dzień. Polecam dokument „świadomość a fizyka kwantowa”, który znajdziesz na YouTube.
Wyjście z ciała
Mózg ma to do siebie, że nie potrafi wymyślić czegoś, czego nie ma. Nie potrafimy „ot tak” wykreować nowych wyobrażeń, bo opieramy się tylko na tym, co już znamy. Przykład: wyobraź sobie nowy kolor. Nie możesz. Nowy smak? Nowy zapach? Też się nie da. Bo takiego nie znasz. Nasz mózg nie jest „twórcą” świata, a jedynie odbiornikiem. Przetwarza, nie tworzy. Naukowcy są w stu procentach zgodni co do tego. Problem pojawia się po pierwsze w tym, że jednak w snach często doświadczamy uczuć, których kompletnie nie znamy, choć powinno to być niemożliwe- na przykład latanie, bycie pustką (tak, miałem taki sen) albo bycie igłą (też mi się to śniło). Jakim cudem? Jeśli założymy, że istnieje dusza, która ma dostęp do dużo większej bazy danych, albo dużo większe możliwości, wszystko się wyjaśnia. Po drugie- niejeden raz wychodziłem z ciała. I nie tylko ja, bo ludzi, którzy to praktykują, jest tysiące, jeśli nie miliony. I to nie jest tak, że masz jakieś miłe odczucie, które przypomina latanie. Nie. To stan zupełnie odmienny od tego, co znamy na co dzień. To jakby bycie KOMPLETNIE czym innym. No i ludzie mówią- phi, wyjście z ciała to żaden dowód na istnienie duszy. To tylko iluzja, którą tworzy Twój mózg. Ale ja im mówię- nie. To nie żadna iluzja. Jak mózg, który zna jedynie stan bycia w ciele, miałby niby sobie wyobrazić bycie poza ciałem? Każda iluzja o coś się opiera, na czymś bazuje. Na przykład, jeśli chcesz zrobić owoce z plastiku, przyglądasz się prawdziwym owocom. Powiedz mi zatem, na czym miałby bazować materialny mózg, gdyby chciał stworzyć niematerialne doświadczenie? Jeśli takie coś jak wyjście z ciała by nie istniało, to po prostu bym nie miał prawa tego przeżyć. A przeżyłem. Jeśli i Ty chcesz, możesz uczyć się odpowiednich technik. Są na ten temat książki, artykuły, filmiki- do wyboru, do koloru.
Prawo przyciągania i telepatia
Tutaj się nie będę rozpisywał, bo to bardzo proste- zarówno do funkcjonowania jednego, jak i drugiego, potrzebna jest dusza. Jeśli umysł byłby generowany przez mózg zamknięty w ciele, zjawiska te nie byłyby możliwe. Okazuje się jednak, że są. Nie będę się chwalił swoimi przeżyciami (powiem tylko, że telepatii (niewytłumaczalnej „przypadkiem” itp) doświadczyłem na pewno ponad 10 razy, a prawa przyciągania pewnie jeszcze więcej), bo po pierwsze i tak większość mi w to nie wierzy, a po drugie to bardzo osobiste przeżycia. Ale jestem przekonany, że nawet w swoim życiu znajdziesz mnóstwo przykładów, że prawo przyciągania działa. Tylko musisz wiedzieć, czym jest. O tym również są osobne filmy i treści. I pamiętaj, że to nie jest tak, że prawo przyciągania działa od razu i zawsze tak, jakbyś chciał. Telepatia tak samo- nie da się jej ogarnąć w miesiąc, nie da nawet w rok. Po prostu, jeśli wytworzysz odpowiednią więź z jakąś osobą, telepatia będzie się sama przydarzać co jakiś czas.
Mam nadzieję, że moje te pięć podpunktów otworzy Ci oczy na wiele ważnych spraw i pozwoli lepiej zrozumieć świat i życie. To tyle na dzisiaj, wszystkiego dobrego życzę!